Data aktualizacji: 5 lipca 2024
Data utworzenia: 15 marca 2022
Przeczytasz w 10 min
Ola i Jacek znali się od dziecka – wychowani w małej miejscowości, chodzili do jednej klasy w podstawówce i technikum. Po skończeniu szkoły postanowili spróbować swoich sił w mieście – tam gdzie mieszkali, nie mieli dalszych perspektyw, by zdobyć wykształcenie, znaleźć zatrudnienie i rozwijać swój potencjał. Swoją ciężką pracą zdobyli przepustkę do lepszego życia – dostali się na studia na renomowanej uczelni w Warszawie. Żeby utrzymać się w stolicy, pracowali od samego początku. Nie było im łatwo, ale wytrwali wzajemnie się wspierając. Na ostatnim roku wyprowadzili się z akademika i wynajęli swoje pierwsze mieszkanie – nieduże, na obrzeżach miasta. Byli szczęśliwi. Zaraz po ślubie Jacek zaczął namawiać Olę na dziecko. Uważał, że to najlepszy moment, dopóki są młodzi i pełni sił. Ola jednak podchodziła do tej kwestii z dużo większym sceptycyzmem – dopiero zaczęło im się jakoś układać, oboje awansowali, odbili się od dna. Marzyła o dużej rodzinie, jednak najpierw chciała zapewnić jej jak najlepszy byt, rozwinąć się zawodowo, podnieść swoje kwalifikacje. Na tym polu nie potrafili dojść do porozumienia. Zawsze zgodni i nierozłączni, tym razem przeżyli swój pierwszy poważny kryzys. Długo nie potrafili się dogadać, Ola była nieustępliwa, a Jacek nie mógł zrozumieć jej decyzji. Z czasem, widząc upór ukochanej, odpuścił. Postanowił dać jej czas, nie naciskać w tak ważnej sprawie. Jednocześnie nie przestawał marzyć o tym, że zostaną rodzicami.
”Mała stabilizacja” trwała przez trzy kolejne lata. Trzy długie lata… w tym czasie priorytety małżonków zaczęły coraz bardziej się różnić. Ola zmieniła pracę na lepszą, chodziła na kolejne kursy i szkolenia, angażowała się w swoje życie zawodowe. O dziecku nie było mowy. Jacek czekał i coraz bardziej się niecierpliwił. W końcu Ola zaczęła zazdrościć swoim koleżankom z pracy, które po kolei odchodziły na urlopy macierzyńskie. Coraz częściej zostawała sama na placu boju w biurze, coraz częściej wracały też natrętne pytania – po co to wszystko, dla kogo, w jaką stronę zmierzasz. Zaczęło jej czegoś brakować. Powiedziała o tym Jackowi. Jego radość była nie do opisania. Właściwie od razu rozpoczęli starania. Z wielkimi nadziejami. Ba! Nawet pewnością, że wkrótce będą w ciąży. Los jednak okazał się przewrotny. Kolejne miesiące niepowodzeń były dla Oli ogromnym ciosem. Jacek – choć nie mówił jej tego wprost – miał pretensje o to, że nie starali się o dziecko szybciej, stracili trzy lata i być może – bezpowrotnie – także szansę na dziecko. Kobieta czuła się winna. W głębi serca wiedziała, że mąż może mieć rację.
Po dwóch latach nieudanych starań doszli do wniosku, że czas na bardziej zdecydowane kroki. Rozpoczęli leczenie w jednej z klinik leczenia niepłodności. Kolejne wizyty, badania, konsultacje… W końcu padła diagnoza – niepłodność niewyjaśnionego pochodzenia (niepłodność idiopatyczna – więcej o niej możecie poczytać w naszej innej historii Pacjentów: historia Anny i Pawła). Leczenie nie przynosiło skutku, a lekarze zaczęli sugerować techniki wspomaganego rozrodu.
Ola nikomu nie powiedziała o swoich problemach – nawet najbliższej rodzinie. Postanowili z Jackiem, że uporają się z tym sami, a jeśli się uda, nie będą nikogo wtajemniczać w proces leczenia. Po wykonaniu wszystkich badań i procedur podeszli do inseminacji domacicznej – aż czterokrotnie. Wszystkie zabiegi zakończyły się fiaskiem. Postanowili zmienić klinikę. Tym razem lekarz, na podstawie dotychczasowej historii leczenia, zasugerował procedurę zapłodnienia pozaustrojowego IVF. Zgodzili się, i ponownie spróbowali – dwukrotnie. Znów bez sukcesu. Ola nie miała już siły. Kolejne badania, koleje ciężkie decyzje – wszystko to było wyczerpujące. W jej związku również nie działo się najlepiej. Zrozpaczona pojechała do mamy. Nie myślała, że ta wizyta zmieni tak wiele.
Zapłakana stanęła w progu dawnego mieszkania, nie potrafiła dłużej udawać. Opowiedziała mamie o swoich problemach, kłótniach z mężem, o tym ciężkim okresie, który ostatnio przeżyli. Mama Oli była lekarzem. Od razu zaczęła działać. Opowiedziała córce historię jednej ze swych pacjentek, która urodziła dziecko właśnie dzięki technikom wspomaganego rozrodu. Jej przypadek był trudny, jednak po kilku latach leczenie zakończyło się sukcesem. Poleciła Klinikę Leczenia Niepłodności INVICTA. Ola na początku podchodziła sceptycznie do tego pomysłu – nie miała siły, by kolejny raz zaczynać wszystko od zera, zmieniać ośrodki, lekarza prowadzącego, myśleć o leczeniu. Przegadały całą noc, a rano Ola widziała już świat w nieco jaśniejszych barwach – komu miała zaufać, jak nie własnej matce. Zaryzykowała.
Po powrocie do domu tym razem to ona przekonała Jacka, by spróbowali jeszcze raz. Ostrożnie podchodził do jej pomysłu, ale zgodził się. W tamtym okresie nie układało się między nimi najlepiej, ale Ola wiedziała, że mimo trudności nie powinni się poddawać. Pierwsza wizyta w klinice nie była łatwa – spotkanie z Opiekunem, wizyta konsultacyjna, oczekiwanie na wyniki badań – wszystko to trwało aż 3 godziny. Zapisała się w grudniu, jeszcze przed świętami. Chciała wiedzieć, na czym stoi. Zaskoczyło ją zaangażowanie całego personelu. Jeszcze przed wizytą została poproszona o przesłanie całej dokumentacji i historii leczenia z poprzednich klinik. Lekarz chciał się zapoznać z ich historią jeszcze przed spotkaniem. Sama wizyta również była dla Oli miłym zaskoczeniem –doktor krok po kroku, szczegółowo omówił wszystkie czynniki, które mogły mieć wpływ na brak powodzenia leczenia w przeszłości. Zlecił również dodatkowe badania diagnostyczne, których – jak się później okazało – nie było wśród tych wcześniej wykonanych. W Olę wstąpiła nowa nadzieja. Lekarz zapowiedział, że skonsultuje jej przypadek z zespołem specjalistów, w tym z embriologami i endokrynologiem, a potem wspólnie zaproponują zmiany w procesie leczenia, które zwiększą szanse na sukces.
Na kolejną wizytę Ola wyczekiwała z niecierpliwością – nie zawiodła się. Lekarz szczegółowo omówił następne kroki, plan leczenia i możliwe scenariusze. Poinformował ją również, jakie są rokowania na powodzenie. Szczerze powiedział też o tym, jakie są ryzyka i co może pójść inaczej niż planują. Rozpoczęła procedurę – kolejne wizyty, leki, badania. Ola znała to bardzo dobrze z poprzednich cykli. Lekarze z kliniki zaproponowali jednak, by wprowadzić zmiany w postępowaniu, w tym w zakresie szczegółowej oceny i wyboru plemników do zapłodnienia. Po licznych rozmowach o swoim leczeniu uświadomiła sobie, jak wiele zależy od jakości pracy laboratorium embriologicznego. Zmianom uległ także proces stymulacji hormonalnej – na podstawie poziomu AMH oraz pozostałych badań hormonalnych lekarze opracowali protokół przygotowany indywidualnie dla Oli. Reakcja na leki była regularnie monitorowana. W styczniu przeprowadzono transfer zarodka do macicy. Od pierwszej wizyty Oli w Klinice upłynęło zaledwie 1,5 miesiąca. Lekarze postanowili, że zastosują metodę ICSI, czyli docytoplazmatyczne wstrzykiwanie plemników. Pacjentce pobrano 19 tzw. kumulusów – komórek jajowych znajdujących się w otoczeniu komórek ziarnistych, z których uzyskano 11 dojrzałych komórek w stadium MII (dojrzałych komórek jajowych, zdolnych do zapłodnienia). Z uzyskanych 10 zapłodnionych komórek jajowych, podczas hodowli zarodków do piątej doby, rozwinęły się 4 blastocysty. W piątej dobie przeprowadzono transfer, w którym podano jedną z 4 uzyskanych blastocyst:
Okazało się, że Ola może jeszcze pozostawić w depozycie 3 blastocysty o dobrej morfologii, gdyby w przyszłości zdecydowali się ponownie na potomstwo.
Po transferze miała się zgłosić na kolejne weryfikacje. Na badania i konsultacje szła z myślą, że zabieg trzeba będzie powtórzyć. Była na to przygotowana. Ku jej zdziwieniu, wyniki dwóch pierwszych weryfikacji były pozytywne. Kluczowy był trzeci, ostatni wynik. Był luty, środek zimy. Ola postanowiła, że na ostatnią weryfikację pojedzie z mamą – osobą, dzięki której postanowiła walczyć. Po wyjściu z gabinetu radości nie było końca – była w ciąży. Nie mogła w to uwierzyć.
Wracając do domu zastanawiała się, jak poprawić relację z Jackiem, jak powiedzieć mu o ciąży, o swoich radościach i rozterkach.. Wiedziała jednak, że będzie to niezwykła rozmowa, a ich życie nigdy już nie będzie takie, jak dawniej.