Data aktualizacji: 5 lipca 2024
Data utworzenia: 12 marca 2022
Przeczytasz w 5 min
Wyniki były prawidłowe. Lekarz zasugerował monitoring cyklu, który nie wykazał żadnych zaburzeń, potwierdzono też owulację. Wyniki przeprowadzonego testu po stosunku również były w normie. Ania dostała skierowanie na histeroskopię w celu usunięcia małego polipa na jajniku. Badanie HSG wykazało drożność jajowodów. Kolejne trzy miesiące upłynęły na staraniach naturalnych przy małym wsparciu farmakologicznym (na cyklach stymulowanych). Bezskutecznie. Poszukując przyczyn trudności z poczęciem dziecka, specjalista, pod opieką którego była para, zlecił wykonanie badań genetycznych. I w tym przypadku wyniki analizy kariotypu i mutacji w pojedynczych genach były prawidłowe. Kolejne, trzymiesięczne starania z oceną cyklu nie przyniosły rezultatu. Ciąży nie udało się również uzyskać po 3 inseminacjach domacicznych. Diagnoza była bolesna – niepłodność idiopatyczna. – Pierwszy raz usłyszeliśmy, że istnieje coś takiego jak niepłodność o nieznanym podłożu. Diagnoza była dla nas tym trudniejsza, że nie było oczywistego rozwiązania, które mogłoby nam pomóc. Po szczegółowej analizie, kilkudziesięciu badaniach, których wyniki były wręcz idealne, nie było wiadomo, dlaczego właściwie nie możemy mieć dziecka. Chyba łatwiej byłoby nam się pogodzić z niepłodnością, która byłaby spowodowana jakąś konkretną chorobą czy zaburzeniem. – mówi Ania. – Wiedzieliśmy, że z taką diagnozą kolejne starania mogą trwać nawet kilkanaście lat, nie przynosząc upragnionej ciąży. Nie chcieliśmy takiej walki z czasem i kolejnych zawiedzionych nadziei. Postanowiliśmy, że pomożemy losowi. Według lekarzy w naszym wypadku największe szanse dawało zapłodnienie in vitro. – dodaje.
Para została zakwalifikowana do programu rządowego in vitro. Pierwszy transfer został odroczony ze względu na niewłaściwą grubość endometrium stwierdzoną u Ani. Po pobraniu komórek jajowych zamrożono trzy zarodki. Niestety, po przeprowadzonym transferze nie uzyskano ciąży. Jeszcze raz podeszli do programu rządowego. Dwa embriotransfery nie zakończyły się ciążą, dwa kolejne zostały odwołane – znowu z powodu nieprawidłowej grubości endometrium. W depozycie nie mieli już ani jednego zarodka do wykorzystania.
– W tamtym okresie pytałem Anię, skąd bierze na to wszystko siłę. – mówi Paweł. Kolejne badania, przyjmowane hormony, procedury – pomimo, że bardzo ją wtedy wspierałem, wiedziałem, że leczenie najtrudniejsze jest właśnie dla niej. Ból, rozdrażnienie i inne nieprzyjemne dolegliwości – wszystko to musiała przejść sama. – przekonuje.
Po kolejnym programie zakończonym niepowodzeniem lekarz zlecił pogłębione badania (m.in. immunologiczne), a także powtórzył ocenę rezerwy jajnikowej. Były w normie.
Postanowili, że tym razem podejdą do programu pakietowego – zdecydowali się na In Vitro All Inclusive. Opcja umożliwiała wybór większej liczby procedur wspomagających. – Wiedzieliśmy, że każda z tych procedur daje większe szanse na zapłodnienie, a my chcieliśmy te szanse zmaksymalizować. Lekarze dodatkowo zalecili skaryfikację oraz wlew domaciczny z osocza bogatopłytkowego – opowiada Ania. Jednak nie mogło być tak pięknie – pierwszy transfer w programie znowu odwołano – ze względu na nieprawidłową grubość endometrium. Jednak kolejny wlew pomógł na tyle, że Ania mogła podejść do transferu. Udało się – weryfikacje potwierdziły, że byłam w ciąży. Radość była tak wielka, że mało pamiętam z pierwszego trymestru ciąży. Szczęście Pawła, gratulacje rodziny i przyjaciół, duma. Nawet wszystkie nieprzyjemne dolegliwości nieszczególnie dały mi się we znaki – być może przyćmiła je moja ogromna radość. Tak właśnie rozpoczęło się nasze nowe życie. – podsumowuje.